TRIUMF WALTA DISNEYA ​​SZTUKA „PINOKIO”

JEST ZIMA 1940 roku. Świat rozpoczyna nową wojnę od pięciu miesięcy i zdaję sobie sprawę, że źle jest być szczęśliwym. Ale ja jestem. Obiecano mi wycieczkę do miasta, aby zobaczyć nowy film Walta Disneya, Pinokio, i moim jedynym zmartwieniem jest to, żeby się nie spóźnić. Podróż BMT z Brooklynu do środkowego Manhattanu jest mniej więcej godzina, a moja siostra i jej dziewczyna jak zwykle powłóczą nogami. To tylko kolejny przykład straszliwej zależności dzieci od świata dorosłych w celu spełnienia ich najbardziej rozpaczliwych życzeń.





Zanim dotarliśmy do teatru, straciłem resztki samokontroli, które mi zostały. Film już się rozpoczął. Wpadam w czarne dąsy, a moja siostra, wściekła, grozi, że całkowicie mnie porzuci. Wspinamy się na balkon w gniewnej ciszy i gramolimy się przez niewidzialny i niekończący się rząd kolan na swoje miejsca. Ścieżka dźwiękowa w międzyczasie wypełnia ciemność muzyką, której nie można się oprzeć. Nie mogę znieść patrzenia na ekran. Tęskniłem za wszystkim, co najlepsze. Ale mój pierwszy rzut oka za 4.000 kolan rozprasza całą moją udrękę. Jiminy Cricket beztrosko ślizga się po strunach skrzypiec, śpiewając „Give a Little Whistle”. (Scena pojawia się po 20 minutach filmu; od tamtego dnia często ją taktuję.) Byłem wtedy szczęśliwy i na zawsze pozostałem szczęśliwy w pamięci Pinokia.

Jeśli pamięć o tamtym dniu jest zabarwiona mylącą winą, która ma coś wspólnego z niestosownością poczucia radości, gdy nad naszymi głowami wisiała wojna światowa, to również jest to część cennej pamięci o Pinokio. Byłem tylko dzieckiem, ale wiedziałem, że na świecie dzieje się coś strasznego i że moi rodzice martwią się na śmierć. I wydaje mi się, że coś z tego strasznego, niespokojnego czasu znajduje odzwierciedlenie w samej barwie i dramatycznej sile Pinokia. Z pewnością jest to najciemniejszy ze wszystkich filmów Disneya. Nie da się ukryć, że jest to także film czarujący, zabawny i wzruszający. Jest jednak zakorzeniony w melancholii i pod tym względem wierny oryginalnej włoskiej opowieści. Ale na tym kończą się wszelkie znaczące podobieństwa między Disneyem a Collodi.

Disney był często skazywany za psucie klasyki i, z pewnością, od czasu do czasu poślizgnął się w kwestiach gustu i absolutnej wierności oryginałowi. Ale nigdy się nie zepsuł. Jeśli pojawiły się błędy, to są one niczym w porównaniu do wykroczeń przeciwko prawdziwej naturze i psychologii dzieci popełnianych przez niektórych tak zwanych klasyków. Przykładem jest Pinokio C. Collodiego, opublikowany po raz pierwszy w 1883 roku. Jako dziecko nie lubiłem tego. Kiedy dorosłam, zastanawiałam się, czy moja wczesna niechęć nie była nieuzasadniona. Moje wspomnienie o książce było mieszanką skrajnego smutku i osobliwie nieprzyjemnego; a kiedy w końcu przeczytałem to ponownie, stwierdziłem, że to wspomnienie jest dokładne. Podczas gdy Pinokio Collodiego to niezaprzeczalnie wciągająca narracja, która porusza się z ogromną energią – pomimo swojej chwiejnej, luźnej konstrukcji – jest to również okrutna i przerażająca opowieść. Nie cierpi z powodu kapryśności ani sentymentalizmu, ale jego przesłanka jest obrzydliwa.



Dzieci, zdaje się mówić Collodi, są z natury złe, a sam świat jest miejscem bezwzględnym, pozbawionym radości, pełnym hipokrytów, kłamców i oszustów. Biedny Pinokio rodzi się zły. Chociaż wciąż jest to w większości kawałek drewna opałowego – tylko jego głowa i ręce są wyrzeźbione – już jest okropny, natychmiast używa tych nowych rąk, by znęcać się nad swoim tatą rzeźbiarzem, Geppetto. Zaledwie chwilę po stworzeniu Pinokia Dżeppetto ociera łzy z oczu i żałuje istnienia marionetki. – Powinienem był o tym pomyśleć, zanim go stworzyłem. Teraz jest już za późno! Pinokio nie ma szans; jest wcieleniem zła — beztroskim ragazzo, ale mimo wszystko przeklęty.

Aby dorosnąć do wieku chłopięcego, Pinokio musi całkowicie i bezwarunkowo oddać siebie ojcu – a później w książce dziwnej kobiecie o lazurowych włosach (Niebieska Wróżka z filmu). Kiedy ta nieuchwytna dama obiecuje, że zostanie matką Pinokia, przyczepiony jest straszliwy haczyk: „Będziesz zawsze mi posłuszny i robisz, co zechcę?”. Pinokio obiecuje, że to zrobi. Następnie wygłasza ponure kazanie kończące się: „Lenistwo to poważna choroba i trzeba je natychmiast wyleczyć; tak, nawet od wczesnego dzieciństwa. Jeśli nie, to w końcu cię zabije. Nic dziwnego, że Pinokio szybko się sprzeciwia. Instynkt ostrzega go i ucieka, najwyraźniej woląc lenistwo i niegodziwość od kastrującej miłości tej wróżki o twardym sercu. To dziwny paradoks, że dla Collodiego bycie „prawdziwym chłopcem” jest równoznaczne z przemianą w kapłona.

W najlepszym wydaniu książka zawiera momenty szalonego czarnego humoru, z więcej niż domieszką logiki Woody'ego Allenisha. Kiedy Pinokio po raz pierwszy spotyka wróżkę, na przykład, próbuje uciec przed zabójcami, którzy zamierzają go obrabować i zabić. Puka gorączkowo do jej drzwi, a ona pojawia się w jej oknie z „twarzą bladą jak wosk”, by powiedzieć mu, że wszyscy w domu, w tym ona sama, nie żyją. 'Martwy?' Pinokio krzyczy z wściekłości. — Co więc robisz przy oknie? To jest prawdziwy głos Pinokia. Ta przezabawna, koszmarna scena kończy się, gdy irytująca urocza dama pozostawia marionetkę na pastwę zabójców — którzy powiesili go na wielkim dębie. Historia jest pełna takich upiornych, sadystycznych momentów, z których większość wcale nie jest zabawna.



DOTYCHCZAS, jeśli chodzi o mnie, książka Collodiego jest dziś interesująca głównie jako dowód wyższości scenariusza Disneya. Pinokio w filmie nie jest niesforną, nadąsaną, złośliwą, przebiegłą (choć wciąż uroczą) marionetką, którą stworzył Collodi. Nie jest też wrodzonym złym, skazanym na nieszczęście dzieckiem grzechu. Jest raczej kochany i kochany. Na tym polega triumf Disneya. Jego Pinokio jest psotnym, niewinnym i bardzo naiwnym małym drewnianym chłopcem. To, co sprawia, że ​​nasz niepokój o jego los jest znośny, to uspokajające poczucie, że Pinokio jest kochany dla siebie — a nie tego, kim powinien lub nie powinien być. Disney naprawił straszną pomyłkę. Mówi, że Pinokio jest dobry; jego „zło” to tylko kwestia braku doświadczenia.

Ani Disneya Jiminy Cricket nie jest nudnym, zastraszającym kaznodzieją/świerszczem, jakim jest w książce (tak nudnym, że nawet Pinokio go denerwuje). W filmie obserwujemy, jak inteligentna ciekawość Jiminy'ego dotycząca marionetki przeradza się w prawdziwe zainteresowanie i uczucie. Jest lojalnym, choć nie bezkrytycznym przyjacielem, a jego przewrotność i bezczelność nie umniejszają naszej wiary w jego wiarygodność. Pomimo niepowodzenia w przekonaniu Pinokia o różnicy między dobrem a złem, jego chęć zrozumienia i wybaczenia głupiej krnąbrności marionetki czyni go naprawdę skomplikowanym świerszczem – jedną z najlepszych postaci Disneya. Niebieska Wróżka wciąż jest trochę napuszona cnotami prawdy i uczciwości, ale potrafi się śmiać i przebacza tak szybko, jak Jiminy. Któż mógłby nie wybaczyć braku doświadczenia?

Disney zręcznie połączył tę historię i stworzył ścisłą, dramatyczną strukturę z chaotycznej sekwencji wydarzeń w książce Collodi. Pragnienie Pinokia, by być prawdziwym chłopcem, pozostaje motywem przewodnim filmu, ale „stawanie się prawdziwym chłopcem” oznacza teraz pragnienie dorosłości, a nie chęć bycia dobrym. Naszą największą obawą jest to, że może nie przejść bezpiecznie przez pola minowe swoich różnych przygód, aby w końcu zdobyć to, na co naprawdę zasługuje. Wciąż tęsknimy za małym drewnianym chłopcem na końcu filmu (po prostu nie ma sposobu, by kochać chłopca z krwi i kości tak bardzo, jak za marionetkę), ale jesteśmy słusznie szczęśliwi z powodu Pinokia. Jego pragnienie bycia prawdziwym chłopcem jest równie namiętne i wiarygodne, jak pragnienie Doroty w filmowej wersji Czarnoksiężnika z Krainy Oz L. Franka Bauma, by znaleźć drogę do domu, do Kansas. Zarówno Pinokio, jak i Dorota zasługują na spełnienie ich życzeń; okazują się bardziej niż godni. Co dziwne, oba te filmy – dwa najlepsze filmy fantasy, jakie wyprodukowała Ameryka – są lepsze od „klasyków”, które je zainspirowały.

Około dwóch lat poświęcono na produkcję Pinokia, z pewnością najlepszego filmu, jaki kiedykolwiek stworzyło studio Disneya, a także najbardziej nieustraszonego i naładowanego emocjonalnie filmu. Na ekranie pojawia się około 500 000 rysunków, nie obejmuje to dziesiątek tysięcy wstępnych rysunków, szkiców fabuły, szkiców atmosfery, układów, modeli postaci i scenografii. Szerokie zastosowanie opracowanej przez Disneya kamery wielopłaszczyznowej – po raz pierwszy wypróbowanej w Królewnie Śnieżce – pozwala na genialny ruch kamery podobny do ujęć dolly podczas produkcji filmów na żywo. Według Christophera Fincha w swojej książce The Art of Walt Disney: „Pojedyncza scena, w której wielopłaszczyznowa kamera przybliża się do wioski z dzwonkami szkolnymi i gołębiami krążącymi w dół i w dół, aż znajdą się wśród domów, kosztuje 45 000 $ ( równowartość około 200 000 $ dzisiaj). Scena trwa zaledwie kilka sekund. . . W rezultacie powstał animowany film o niespotykanej wystawności”. Szczegóły produkcji są przytłaczające, ale ostatecznie to tylko statystyki. Po pół wieku sam film jest istotnym dowodem na to, że cała ta siła robocza, maszyny i pieniądze zostały włożone w stworzenie dzieła o niezwykłych umiejętnościach, pięknie i tajemniczości. A jeśli są wady – a są – sama siła oryginalności z łatwością je kompensuje. Jeśli chciałbym, żeby Błękitna Wróżka nie przypominała mi typowej królowej filmów z lat 30., a Cleo, złotej rybki, z miniaturowej, podwodnej mieszanki Mae West i Carmen Mirandy, to tylko potwierdza, że ​​nawet arcydzieła mają swoje niedoskonałości.

Jeśli chodzi o te kuszące 20 minut, które przegapiłem w lutym 1940 roku, od tamtej pory widziałem je wielokrotnie, choć to nigdy nie nadrabia braku ich za pierwszym razem. Film zawiera tak wiele niezapomnianych odcinków; na przykład ten, w którym Jiminy i Pinokio rozmawiają bulgocząc po dnie oceanu, szukając Monstro, wieloryba i połkniętego Geppetta. A pod koniec sekwencji Wyspa przyjemności jest przerażająca scena, w której nowy przyjaciel Pinokia, Lampwick, zamienia się w osła. Zaczyna się dość zabawnie, ale rosnący niepokój Lampwicka, a następnie jawna histeria szybko stają się bolesne. Jego wymachujące ramiona zamieniają się w kopyta, a ostatni okropny krzyk Ma-Ma, gdy jego cień na ścianie zapada się na czworaka, uświadamia nam, że jest stracony na zawsze.

Po dramatycznej pogoni za oceanem, kiedy mściwy Monstro próbuje zniszczyć Geppetta i Pinokia, z ulgą widzimy, jak stary rzeźbiarz wyrzuca się na brzeg, a Figaro, kot i Cleo w swojej misce wyrzucają się obok niego. Oszalały Jiminy przybywa jako następny, wołając Pinokia. Potem kamera przeskakuje do strasznego zdjęcia marionetki, twarzą w dół w kałuży wody: martwa. Dla mnie ten obraz jest najmocniejszy w całym filmie. Pinokio oddał życie, by ratować ojca. Już kilka chwil później w scenie pogrzebu czeka nagroda Błękitnej Wróżki. Wskrzesza dzielną marionetkę do nowego życia jako prawdziwego chłopca. Taktownie nie wolno nam zbyt długo rozwodzić się nad jego zwyczajną twarzą małego chłopca.

OGLĄDAJĄC teraz Pinokia, nieuchronnie uderza mnie poczucie żalu – straty. Sfinansowanie takiego przedsięwzięcia prawie na pewno byłoby dziś niemożliwe. Film ma złoty blask minionej epoki; jest pomnikiem epoki rzemiosła i jakości w Ameryce. Zbyt łatwo jest wzruszyć ramionami i powiedzieć, że pieniędzy już tam nie ma. W moim własnym biznesie wydawniczym z rosnącym przerażeniem obserwuje się namiastkę jakości bukmacherskiej, zanikanie na zawsze tradycyjnych twarzy linotypu i degenerację papieru. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat załamało się poczucie dumy z kunsztu, poczucie doskonałości. Zwykle nie ma to nic wspólnego z pieniędzmi. Surowy, wczesny filmik z Myszką Miki — dowolna z nich! -- przewyższa animację, która jest obecnie produkowana dla telewizji. Jesteśmy w ciemnym wieku McDonald's szybkiego i łatwego. Pinokio jest lśniącym przypomnieniem tego, co kiedyś było - tego, co może być ponownie.

Publikacja Maurice'a Sendaka „Caldecott & Co.: Notatki o książkach i obrazach”, która ma zostać opublikowana tej jesieni, będzie zawierać ten esej. W tym samym czasie pojawi się niepublikowana wcześniej opowieść Wilhelma Grimma „Dear Mili”, z kolorowymi ilustracjami Sendaka.

Zalecane