„Czy to ryba w twoim uchu?”: przekłady wystawione na światło dzienne

David Bellos prowadzi program tłumaczeń i komunikacji międzykulturowej na Uniwersytecie Princeton i jest wyraźnie człowiekiem, który intensywnie zastanawiał się nad tym, co to znaczy przekształcić coś napisane w jednym języku w coś analogicznego w innym. Ale nie jest tylko teoretykiem językoznawstwa. Własne tłumaczenia Bellosa, z francuskiego pisarzy Georgesa Pereca i Romaina Gary'ego, są olśniewającymi przykładami twórczej rekreacji, w obu znaczeniach tego ostatniego słowa. Jedna praca Gary'ego — o literackim oszustwie — została sprytnie zangielizowana jako Hocus Bogus.





Czy to ryba w twoim uchu? wywodzi swój dziwny tytuł od uniwersalnego tłumacza opisanego w pracy Douglasa Adamsa Przewodnik autostopowicza po Galaktyce . Po prostu włóż do ucha Babel Fish i od razu możesz komunikować się w dowolnym języku. W zasadzie wzajemne zrozumienie językowe powinno zatem prowadzić do wzajemnego zrozumienia. Tout comprendre, c'est tout pardonner, jak mówi francuskie powiedzenie. Być może.

W swojej absorbującej i obszernej książce Bellos zajmuje się praktycznie każdym aspektem tłumaczenia. Omawia jakie tłumaczenie czy , dominacja angielskiego jako głównego języka na świecie i różne teorie językowe Edwarda Sapira, Ferdinanda de Saussure'a, Leo Spitzera, Vladimira Nabokova i Noama Chomsky'ego (z prawie wszystkimi, z którymi się kłóci). Chwali wymagającą pracę tłumaczy symultanicznych, demonstruje pomysłowość autorów podpisów do komiksów i napisów do filmów zagranicznych, zastanawia się nad charakterem przekładu Biblii w XX i XXI wieku. Obala nawet podstępne implikacje kulturowe kryjące się za rozpowszechnionym (ale niedokładnym) przekonaniem, że Eskimosi posiadają 100 słów na określenie śniegu. Istnieją strony o miejscu tłumaczenia w prawie międzynarodowym i biznesie, a także o bogatej historii automatycznych maszyn do tłumaczenia języków.

Krótko mówiąc, Bellos przygląda się każdemu możliwemu zagadnieniu dotyczącemu relacji między językiem źródłowym a językiem docelowym, ładując swoje rozdziały anegdotami, argumentami i uderzającymi przykładami. Na przykład w sekcji Dlaczego nazywamy to „tłumaczeniem”? Bellos zaczyna od omówienia C.K. Ogden, współautor książki Znaczenie znaczenia (1923). Ogden wierzył, że wiele problemów świata można przypisać iluzji, że rzecz istnieje tylko dlatego, że mamy na to słowo. Nazwał to zjawisko Magią Słowa. Jak cierpko zauważa Bellos, kandydaci na etykietę to „lewitacja”, „realny socjalizm” i „bezpieczna inwestycja”. To nie są zwykłe fikcje, ale iluzje licencjonowane i tworzone przez leksykon. W opinii Ogdena, a przypuszczalnie również Bellosa, Magia Słowa powstrzymuje nas przed kwestionowaniem założeń, które są ukryte w słowach i prowadzi nas do tego, aby pozwolić słowom manipulować naszymi umysłami. Tutaj, w zalążku, czai się nowomowa George'a Orwella dziewiętnaście osiemdziesiąt cztery .



Zwinny dowcip Bellosa przewija się przez całą jego książkę. Wiadomo, że tłumaczenie nie zastąpi oryginału. Pauza. Jest również całkowicie oczywiste, że to jest złe. Tłumaczenia substytuty tekstów oryginalnych. Używasz ich zamiast dzieła napisanego w języku, którego nie da się łatwo odczytać. Tym, co faktycznie robią tłumacze, argumentuje Bellos, jest znajdowanie odpowiedników, a nie ekwiwalencji, dla jednostek, z których wykonane jest dzieło, w nadziei i oczekiwaniu, że ich suma stworzy nowe dzieło, które może służyć ogólnie jako substytut źródła. Dokłada wszelkich starań, aby pokazać, że czytelnicy często nie potrafią odróżnić dzieła przetłumaczonego od dzieła pierwotnie skomponowanego w ich własnym języku. Mocno wierzy, że wszystko, co zostało wyrażone w jednym języku, naprawdę można podzielić się z czytelnikami w innym. Nasza kultura opiera się właśnie na tym przekonaniu. Historia poezji zachodniej jest historia poezji w przekładzie.

Ostatecznie liczy się wierność formie i kontekstowi: tłumacze nie tłumaczą chińskich przepisów kuchennych „na angielski”. Jeśli są tłumaczami, przekładają je na przepisy kuchenne. A co z powszechnym przekonaniem, że powieść, powiedzmy, Georgesa Simenona powinna brzmieć jako francuski, nawet jeśli jest po angielsku? Bellos pokazuje, że obcobrzmienie jest realną opcją dla tłumacza tylko wtedy, gdy pracuje z języka, z którym język przyjmujący i jego kultura mają ustalony związek. Dla osób anglojęzycznych oznacza to na ogół francuski lub hiszpański. W końcu, jak możesz przedstawić czytelnikowi, który nie ma najmniejszego kontaktu z Czuwaskimi, jak to jest pisać po Czuwas?

masło rzeźba w nowym jorku jarmark

Od tego momentu Bellos podkreśla implikacje statusu języka, niezależnie od tego, czy tłumaczy się w górę, czy w dół. Oznacza to, że tłumaczenia w kierunku bardziej prestiżowego języka są charakterystycznie wysoce adaptacyjne, usuwając większość śladów obcego pochodzenia tekstu; natomiast tłumaczenia w dół mają tendencję do pozostawiania widocznego śladu źródła, gdyż w tych okolicznościach sama obcość niesie ze sobą prestiż. Innymi słowy, amerykańskie wydania zagranicznych powieści tradycyjnie brzmiały gładko po amerykańsku w ich angielskim, podczas gdy na przykład przetłumaczone amerykańskie kryminały mają tendencję do zachowywania swojej amerykańskości i nie starają się uchodzić za całkowicie francuskie lub włoskie. Co więcej, Bellos zastanawia się nad tym, co nazywa trzecim kodem, skłonnością, a przynajmniej możliwością, że tłumaczenia Constance Garnett – czy to Czechowa, Tołstoja czy Dostojewskiego – brzmią jak Constance Garnett. Co więcej, Bellos przypomina nam, że tłumaczenie na język angielski jest niestety słabo płatnym zajęciem, głównie hobby dla amatorów lub dodatkowym elementem dla profesorów uniwersyteckich. Ale tłumacze z angielskiego na niemiecki czy japoński są często tak samo sławni w swoich krajach, jak zagraniczni autorzy, z którymi pracują.



W rozdziale poświęconym słownikom Bellos nieoczekiwanie wychwala tezaurus Rogeta, nie tyle jako pomoc dla pisarzy walczących o właściwe słowo, ale jako dzieło, które prowadzi do domu na każdej stronie, która znać język to wiedzieć, jak powiedzieć to samo różnymi słowami, że w istocie wszystkie słowa są tłumaczeniami innych. Niemniej jednak prawdziwa komunikacja międzykulturowa może rozpocząć się tylko od skoku wiary — od chęci zaufania nieznajomemu. Aby [to zaufanie] zaistniało, muszą zostać przezwyciężone ogromne przeszkody intelektualne i emocjonalne w przyjmowaniu cudzego słowa za słowo źródła. Można je pokonać tylko wspólną chęcią wejścia do sfery, w której sens nie może być całkowicie zagwarantowany. Ten rodzaj zaufania jest być może podstawą wszelkiej kultury.

W końcu za każdym razem, gdy mówisz, ujawniasz, kim jesteś, skąd pochodzisz, do czego należysz. Wynika z tego, że tłumaczenie nie przychodzi „po Babel”. Pojawia się, gdy jakaś grupa ludzi wpada na świetny pomysł, że warto porozmawiać z dziećmi z sąsiedniego bloku lub z ludźmi po drugiej stronie wzgórza. Tłumaczenie to pierwszy krok w kierunku cywilizacji.

Czy to ryba w twoim uchu? wydaje mi się najlepszym rodzajem literatury faktu, porywającą pracą, która podejmuje temat, o którym myśleliśmy, że rozumiemy – lub wiedzieliśmy, że go nie rozumiemy – i sprawia, że ​​widzimy go na nowo. Takie naukowe popularyzacje wysokiej rangi, dokonane z łaską i autorytetem Davida Bellosa, same w sobie są niezastąpionym rodzajem przekładu.

Dirda przegląda każdy czwartek w stylu i prowadzi dyskusję o książce dla The Post na wapo.st/reading-room . Jego najnowsza książka, On Conan Doyle, właśnie została opublikowana.

CZY TO RYBA W TWOIM Uchu?

Tłumaczenie i znaczenie wszystkiego

Autorstwa Davida Bellosa

Faber i Faber. 373 za osobę 27 USD

Zalecane