„SMILF” to kolejna dramat kablowy, który ma ruchy, ale nie ma znaczenia

Autor: Hank Stuever Hank Stuever Starszy redaktor działu Style E-mail Był Podążać 3 listopada 2017 r.

SMILF w Showtime, intrygująca, ale kontekstowo podważona premiera nowego dramatu w niedzielę, jest w całości produktem epoki, w której żyjemy i tworzymy telewizję: Snapped up at Sundance, gdzie zebrał kilka entuzjastycznych odpowiedzi i otrzymał nagrodę jury jako film krótkometrażowy. -serial autobiograficzny jest tworzony, napisany i wyreżyserowany przez 31-letnią Frankie Shaw, która występuje również w roli Bridgette Bird, samotnej matki małego syna z południowego Bostonu (Nazwałeś swoje dziecko Larry Bird?, pyta znajomego z niedowierzaniem). Bridgette z trudem wiąże koniec z końcem i tęskni za satysfakcjonującym seksualnie związkiem — wystarczy nawet przyzwoita przygoda na jedną noc.





Wiele z tego brzmi całkiem nieźle, prawidłowy? Świeża, szczera i dość realistyczna opowieść o asertywnej młodej mamie, opowiedziana z perspektywy klasy robotniczej, z kobietą, która również prowadzi serial. Przecież to właśnie powtarzamy sobie, że telewizja potrzebuje więcej — historii za pomocą kobiety o kobiety. Lena Dunham nie może się dobrze bawić.

Ale pomimo kilku ostrych ruchów tu i tam, SMILF (jeśli musisz zapytać, co oznacza tytuł, to mam dla ciebie wyszukiwarkę Google!) jest niestety wszędzie pod względem głosu, historii i motywacji.

Oparty na pierwszych trzech odcinkach udostępnionych do recenzji (w tym sezonie jest ich osiem), SMILF jest portretem millenialsa, który nigdy nie podróżowałby w tych samych kręgach, co dziewczyny z Girls, mimo że ostatecznie Hannah Horvath miała dziecko i może mieszkać gdzieś jako SMILF.



Widzowi zabiera zbyt dużo czasu, aby dowiedzieć się, jak zainwestować w historię Bridgette lub dowiedzieć się, kim jest — zwłaszcza, jakie mogły być jej marzenia przed macierzyństwem (otrzymujemy niejasne wskazówki, że chciała grać zawodowo w koszykówkę) i dlaczego i Larry utknęli w jednopokojowym mieszkaniu na ulicy od swojej nastrojowej i trudnej emocjonalnie matki, Tutu (Rosie O'Donnell).

Szczegóły pojawiają się, ale nie są spójne. Najlepszym źródłem dochodu Bridgette jest zatrudnianie siebie jako korepetytora/niani, pomaganie rozpieszczonym dzieciom bogatej pary (Connie Britton świetnie tu gra) pisać ich wypracowania na studia i kończyć pracę domową. To umiejętności pisarskie Bridgette są akceptowane przez A i Ivy League, ale publiczność musi wywnioskować, czy jej talenty akademickie są zabawnym fuksem (czy jest geniuszem w stylu Good Will Hunting z Southie?), czy też mają związek z jakimś zwrotem akcji. .

Oczywiste jest, że Shaw ma magnetyczną i często ujmującą obecność na ekranie, zwłaszcza w scenach, w których Bridgette działa wbrew jej własnym interesom. Udowadnia również, że jest w stanie pisać i reżyserować coś w rodzaju kawałka życia, małego świata, który tworzy strukturę większości dramatów kablowych, wraz ze standardowymi zastosowaniami niezręczności, zakłopotania i anegdotycznych osobistych niepowodzeń, które się z tym wiążą.



Ale widzieliśmy już wiele z tego już wcześniej i niewiele w SMILF odróżnia go od wielu podobnych programów, które pojawiały się i odchodziły – i będą się pojawiać i odchodzić. Wszyscy opanowali techniki portretowania połączone z czarną komedią, więc jeśli SMILF ma coś do powiedzenia, musi się pospieszyć i to powiedzieć. W przeciwnym razie to tylko kolejny program o kimś, kto spędza czas i czeka na życie.

SMILF (30 minut) premiery w niedzielę o godz. na Showtime.

Zalecane