PIĘĆ STÓP ZACHODNIEJ MĄDROŚCI

TRUDNO oprzeć się wyśmiewaniu się z The Great Books of the Western World. Pierwsze wydanie, opublikowane przez Encyclopedia Britannica i redagowane przez Roberta M. Hutchinsa i Mortimera J. Adlera, ukazało się w 1952 roku i szybko przeszło do amerykańskiego folkloru jako symbol intelektualnego kiczu lat 50. Sprzedawana od drzwi do drzwi, jak encyklopedie czy odkurzacze, ta półka z klasykami o długości 1,5 metra została kupiona przez gorliwych rodziców o dobrych intencjach, których namówiono na różowy pogląd, że inwestycja w wysokości 250 USD (i więcej) może zapewnić natychmiastową kulturę. Oczywiście, dzieci radzą sobie lepiej w szkole. Sam zestaw prezentowałby się naprawdę fajnie w salonie, robiąc wrażenie także na sąsiadach. I, oczywiście, rodzina zaczęła spędzać razem długie wieczory, dyskutując, czy człowiek jest z natury dobry czy zły, dlaczego Platon wygnał poetów ze swojego idealnego stanu i do czego, do cholery, zmierzał Ptolemeusz w Almagest.





Mimo to, po tym, jak krytyk Dwight Macdonald wygłosił swoją krytykę „Klub Księgi Tysiąclecia”, można by pomyśleć, że nikt nigdy więcej nie rozważy zakupu The Great Books. Nic dziwnego, że sprzedawca, który zadzwonił do domu moich rodziców w Lorain w stanie Ohio 25 lat temu, nie wspomniał o przestarzałych tłumaczeniach, brzydkich podwójnych kolumnach czcionki, braku notatek wyjaśniających i 102 suchych esejach w The Syntopicon, ten błędny indeks do „Wielkich Idei”. Zamiast tego oferował tego rodzaju kuszenia wspólne dla wszystkich szybko mówiących sprzedawców: łatwe płatności miesięczne, piękny wrzucony regał na książki, darmowy słownik.

Nic z tego nie znaczyłoby wiele dla mojego ojca, który pracował w hucie stali, czy mojej matki, która prowadziła w niepełnym wymiarze godzin kasę w miejscowym W.T. Grant's. Te poważne książki kosztują poważne pieniądze. Oczywiście Wielkie Księgi brzmiały dla mnie jak niebo w 54 tomach. Mimo to wiedziałem, że moi rodzice nigdy nie wydadzą prawie 400 dolarów, aby je kupić.

Ale wtedy sprzedawca przedstawił swoją ostatnią propozycję:



– Poza książkami, słownikiem i biblioteczką każde z waszych dzieci może wziąć udział w konkursie na esej Wielkie Księgi. Jedno dziecko rocznie. Pierwsza nagroda to 5000$, druga 1000$, a trzecia 500$. O tak, zestaw „Wielkich ksiąg” jest również przekazywany w imieniu zwycięskiego dziecka do jego szkoły”.

Oczy mojej matki rozbłysły na wzmiankę o konkursach. W mojej rodzinie wygrywamy konkursy. Od skandalicznie młodego wieku byłem umieszczany w loterii, aby wypełniać kupony z moim imieniem, adresem i numerem telefonu, podczas gdy moja mama robiła cotygodniowe zakupy spożywcze. Z nagłym natchnieniem wzięłam rodziców na bok: „Mamo, tato, jeśli kupisz dla mnie te książki, gwarantuję, że wygram co najmniej 500 dolarów nagrody. Zarobimy 100 dolarów. I kto wie, może dziewczyny – moje trzy młodsze siostry – też mogą wygrać.

Mój tata spojrzał na mamę. Oboje na mnie spojrzeli.



– Naprawdę, obiecuję, że odzyskam pieniądze.

Ciężko połknęli i zamówili książki.

Czy muszę opisywać radość z otwierania dwóch ogromnych kartonów, które dotarły kilka tygodni później? Mimo to, nawet w moim zamroczonym stanie, zdałem sobie sprawę, że w planie jest coś świętoszkowatego: Wielcy Autorzy wyglądali oficjalnie, aprobowali, nie tyle czcili, ile balsamowali. To nie były książki, które czyta się pod okładką z latarką. Dla całej humanistycznej wizji Roberta Hutchinsa, w której sławni pisarze i myśliciele rozmawiają ze sobą na przestrzeni wieków („Wielka rozmowa”), wygląd zestawu zachęcał raczej do uwielbienia niż do dyskusji. I chociaż najsłynniejszy esej Mortimera J. Adlera „Jak oznaczyć księgę” zachęcał ludzi do czytania z ołówkiem w dłoni, to oczywiście byłoby świętokradztwem rysować na biblijnych stronach tej kosztownej inwestycji.

Rzeczywiście inwestycja, bo miałem robotę do wykonania. Po należytym zdaniu kilku merytorycznych egzaminów z lektur z GB, dostałem szansę napisania trzech esejów o niektórych z mniej wzniosłych Wielkich Idei.

Wygrałem 500 dolarów. W ciągu następnych sześciu lat moje trzy siostry również przeszły przez rękawicę GBWW: Razem wzięliśmy 2500 dolarów. Cztery zestawy „Wielkich ksiąg świata zachodniego” zostały przekazane szkole średniej im. Admirała Kinga. Moja najmłodsza siostra – dostała 1000 dolarów – namówiła urzędników biblioteki szkolnej, by pozwolili jej zatrzymać zestaw, który wygrała. Tak naprawdę nie chcieli więcej Wielkich Książek.

ALL THAT było ponad ćwierć wieku temu, ale wspomnienia powróciły, gdy rozpakowałem nowe, ulepszone, 60-tomowe drugie wydanie The Great Books, teraz pod redakcją Mortimera J. Adlera.

Niewątpliwie nowe Wielkie Księgi są ogromnym ulepszeniem starych. Zaniedbane tłumaczenia z Wardour-Street zniknęły, a mamy Homera Richmonda Lattimore'a i Dante Charlesa Singletona. Książki Penguin Classics w miękkiej oprawie dostarczyły swoje wersje Erasmusa, Goethego i innych. (Co dziwne, Rabelais nadal występuje w XVII-wiecznym żargonie Urqharta-Motteux, z którego pozornie nieśmiertelny współpracownik redaktor Clifton Fadiman wyśmiewa się w swoim popularnym podręczniku The Lifetime Reading Plan). datowe wersje różnych zagranicznych klasyków.

Mimo to obecność przekładów Penguin – nigdy nie zidentyfikowanych jako takie – pokazuje, że żadna z tych książek nie jest trudna do znalezienia. Pierwotnie cały projekt Great Books rozpoczął się, ponieważ jego pierwszy sponsor finansowy, William Benton, nie mógł zdobyć tekstów, których potrzebował na grupę dyskusyjną o książkach z lat 40. XX wieku. Ta luka jest więcej niż wypełniona, ponieważ praktycznie każdy tytuł i każdy autor w tym zestawie za 1500 dolarów można kupić w miękkiej okładce, często z przydatnymi wstępami i innymi dodatkami.

Co dziwne, biorąc pod uwagę skomplikowany aparat, jakim jest The Syntopicon, GBWW nadal prezentuje tylko czysty tekst, utrzymując, że zwykłych czytelników nie należy rozpraszać ani zastraszać krytycznymi wstępami, objaśnieniami lub historią tekstu. Myślę, że świadczy to o fundamentalnym błędnym osądzie. Jeśli chcesz tylko wypróbować pisarza, powinieneś iść do biblioteki lub kupić książkę w miękkiej okładce. Ale jeśli chcesz przeczytać ważną książkę w kółko, będziesz potrzebować niezawodnego standardowego wydania, najlepiej wypełnionego dodatkowymi materiałami. Kiedy Singleton opublikował swoje tłumaczenie Boskiej komedii, połączył je z trzema tomami komentarzy nie bez powodu: Tak jak Dante potrzebuje Wergiliusza, tak jego czytelnicy potrzebują przewodnika po złożoności wiersza zakorzenionego we współczesnej włoskiej polityce i skomplikowanym systemie. symboliki. Przeszłość to obcy kraj i tam robią rzeczy inaczej.

Do tego nowego wydania zespół Great Books dodaje około 15 przednowoczesnych pisarzy, którzy w niewyjaśniony sposób odeszli ponad 40 lat temu. Wreszcie możesz przeczytać Emmę Jane Austen, Little Dorrit Dickena, Middlemarch George'a Eliota i kilka innych klasyków w ramach GBWW. Ale kto by chciał? Nikt, kto lubi Jane Austen, nie czyta tylko jednej z jej powieści. Dickens to świat, a nie jedna książka. A Middlemarch – być może szczytowy znak literatury wiktoriańskiej – zasługuje na przeczytanie w dobrym wydaniu naukowym lub w przystojnym, dobrze zaprojektowanym tomie, takim jak ten z Towarzystwa Folio.

Największym atutem tego drugiego wydania GBWW jest sześć tomów uzupełniających poświęconych XX wieku. Te też są niezadowalające. W dwóch tomach poświęconych literaturze wyobrażeniowej oferujemy po jednym dziele m.in. Henry'ego Jamesa, D.H. Lawrence'a, Williama Faulknera, Franza Kafki i Ernesta Hemingwaya. Ale zamiast Ambasadorów, Zakochanych kobiet, Dźwięku i wściekłości, Procesu i Słońce też wschodzi, otrzymujemy opowiadania: „Bestia w dżungli”, „Pruski oficer”, „Róża dla Emily”, itd. itd. Tak, wybrane prace są wspaniałe, ale jakże krzywe, aby przedstawiać autorów w sposób niepełny i najlepszy.

W jednym z tomów poświęconych współczesnym naukom społecznym jest jeszcze więcej krojenia w kostkę i krojenia. Spośród czterech wybranych autorów trzech jest reprezentowanych przez fragmenty (Frazer, Weber i Levi-Strauss, ten ostatni jedyny żyjący Wielki Bookman). Czwarty, Johann Huizinga, podąża za Upływem średniowiecza, wspaniałym przykładem popularnej historii, który jednak wydaje się dość lekki w towarzystwie Tacyta, Plutarcha i Gibbona. Być może udało się to, ponieważ Huizinga opisuje kulturę na skraju rozpadu — taką, jaką nasza musi się wydawać Adlerowi i Fadimanowi. Redaktorzy w swoim tomie naukowym przyznają się do wybierania drobnych prac: G.H. Na przykład czarująca A Mathematician's Apology Hardy'ego została uwzględniona po prostu dlatego, że nie chcieli pomijać matematyki, a wszystkie naprawdę ważne artykuły zostały „zainfekowane” tym, co Adler nazywa „barbarzyństwem specjalizacji”.

Te dodatki, stare i nowe, w naturalny sposób rodzą niespokojną kwestię kanoniczności. Adler utrzymuje, że nie ma koniecznego konfliktu między Wielkimi Księgami a tymi, którzy wierzą, że badanie kultury zachodniej jest mocno skoncentrowane na „martwych białych Europejczykach” (z możliwym wspieraniem postaw seksistowskich, rasistowskich i imperialistycznych). W tej chwili jedynymi kobietami w zestawie są Jane Austen, George Eliot, Willa Cather i Virginia Woolf. Nie pojawiają się czarnoskórzy autorzy. Cywilizacja bliskowschodnia i azjatycka jest celowo wykluczona (podobnie jak, co zaskakujące, poezja liryczna, jeśli się zastanawiałeś).

Większość z tych decyzji można doskonale obronić, a nawet logicznie, z punktu widzenia tradycyjnego uczenia się. Wielkie Księgi naprawdę były twórcami i interpretatorami dużej części naszej historii i kultury – a zatem i nas samych; jako takie są niezastąpione i należy je przeczytać. Naprawdę są świetne. Ale w 1991 roku zbyt ciasnota wygląda jak wycofywanie się, niechęć do zmierzenia się z centralnym faktem naszych czasów: nasza cywilizacja nie jest już oddaną wyłącznie wysokiej kulturze europejskiej przeszłości. Myślenie Wschodu kształtuje naszych poetów i fizyków. Chętnie czytamy książki ludzi o imionach Mahfouz, Achebe, Abe, Allende, Oz. Co najważniejsze, osiągnięcia kobiet i osób kolorowych są od dawna niedoceniane lub ignorowane, a jednym z ekscytujących aspektów współczesnej nauki jest obserwowanie, jak odzyskują ich wkład w nasze wspólne dziedzictwo. Być może żaden z nowo odkrytych pisarzy nie jest równy Akwinacie czy Goethemu, ale często mówią nam dobitnie o sprawach, które bardzo nam przeszkadzają. Potrzebujemy, aby wszyscy przyczynili się do „Wielkiej rozmowy”.

Wreszcie dochodzimy do Syntopiconu, rozbudowanego indeksowania Wielkich ksiąg według tematów. Gdyby było to cenne narzędzie, warto byłoby kupić GBWW. Ale to też wydaje się głęboko błędne. Adler dzieli zachodnią myśl na 102 Wielkie Idee – Edukacja, Miłość, Demokracja – które następnie wprowadza w esejach o dość niezwykłej nudności. Arystoteles powiedział, że wszelkiej edukacji towarzyszy ból; Adler pokazuje, że może mu też towarzyszyć ziewanie. Przez wszystkie lata, w których zapoznałem się z Wielkimi Księgami, nigdy nie znalazłem Syntopikonu najmniejszego użytku. Ma ktoś? Jeśli chcesz poznać dobro, prawdę lub piękno, nie możesz po prostu zanurzyć się w samym środku platońskiego dialogu lub powieści Dostojewskiego i uchwycić jeden lub dwa akapity. Idee wyrastają z argumentów i kontekstów; mają konsekwencje; tworzą części całości. Pokazuje, że umysł pozbawiony zmysłu estetycznego wyobraża sobie, że można, że ​​tak powiem, po prostu sięgnąć do quiche i wyciągnąć łyżkę pełną żółtka.

Podsumowując, to nowe wydanie „Wielkich ksiąg świata zachodniego” jest po prostu niepotrzebne. Sofokles, Cervantes, Marks i Proust nie znikną, jeśli nikt nie kupi zestawu. Możemy pójść do biblioteki lub lokalnej księgarni i zawsze zastaniemy ich czekających na nas.

A jednak nie mogę całkowicie winić Adlera i Fadimana o dobrych intencjach. Dorastając w imigranckich latach dwudziestych, nadal podchodzą do nauki z rozmachem przypominającym Dale Carnegie czy Normana Vincenta Peale'a, mimo że stali się nieumyślnymi frontmanami przestarzałego i drogiego luksusowego przedmiotu. Jak dobrze wiedzą, wszystko, czego naprawdę potrzeba, to lista dobrych książek, karta biblioteczna i, co najważniejsze, a czasem najtrudniejsze do zdobycia, głęboka chęć do czytania i nauki. Reszta to szum i marketing. Michael Dirda jest pisarzem i redaktorem dlaLivingmax Book World.

Zalecane